czwartek, 29 grudnia 2011

Lovejoy - prawdziwa 'gwiazda" wśród komet




Publikowane są kolejne fotografie komety Lovejoy, która niespodziewanie stała się prawdziwym obserwacyjnym hitem ostatnich tygodni bieżącego roku. Jedno z najnowszych zdjęć C/2011 W3 zostało wykonanych w chilijskim obserwatorium Paranal należącym do Europejskiego Obserwatorium Południowego. 

Kometa C/2011 W3 (Lovejoy) została odkryta pod koniec listopada 2011 roku przez australijskiego astronoma, Terry'ego Lovejoya. Ciało zaliczane jest do grupy Kreutza, a więc komet muskających Słońce, których peryhelium orbity znajduje się tuż przy fotosferze naszej dziennej gwiazdy. Oznacza to, że zdecydowana większość obiektów tego typu przy zbliżeniu do Słońca ulega całkowitemu wyparowaniu. 

Astronomowie spodziewali się, że w połowie grudnia podobnie stanie się z C/2011 W3, jednak ku ich zaskoczeniu kometa przetrwała przelot koło gwiazdy, a więc musiała być znacznie większa, niż początkowo zakładano. Po takim szczęśliwym minięciu Słońca Lovejoy można dalej obserwować z Ziemi. 

Najpopularniejszymi jak dotąd wynikami obserwacji komety są jednak fotografie uzyskane nie z powierzchni naszej planety, a z orbity - spektakularny, poklatkowy 
film, który powstał z setek zdjęć wykonanych przez astronautów znajdujących się obecnie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej robi furorę na portalu YouTube oraz w internetowych serwisach społecznościowych. 

Poklatkowe wideo z obserwacji komety opublikowała również jedna z największych na świecie organizacji astronomicznych - Europejskie Obserwatorium Południowe (ESO). 

Gabriel Brammer, astronom pracujący w jednej z chilijskich dostrzegalni ESO, Paranal, uwiecznił C/2011 W3 w kompozycji z Drogą Mleczną, Księżycem oraz laserową gwiazdą-przewodnikiem, która wykorzystywana jest przez system optyki adaptatywnej działający na instrumentach VLT (ang. Very Large Telescope - Bardzo Duży Teleskop). 

- Warkocz komety można tutaj dostrzec nawet gołym okiem - wyjaśnił Brammer. - Lovejoy to taki prezent dla tych obserwatorów, którzy w Paranal zostają na Boże Narodzenie - powiedział Yuri Beletsky, jeden z fotograficznych ambasadorów ESO, wspominając obserwacje C/2011 W3 wykonane 22 grudnia. 

Film wykonany w Paranal można obejrzeć pod adresem http://www.eso.org/public/news/eso1153/ (PAP) 

ast/ tot/

Czy kosmici byli kiedyś na Księżycu?



Czy na Księżycu swoją stopę lub mackę postawiła kiedyś obca forma życia? Naukowcy uważają, że tak i planują do poszukiwania śladów pozaziemskiej cywilizacji zaangażować każdego chętnego internautę! 

Ciągle istnieje grupa naukowców uważających, że istoty pozaziemskie mogły już dawno temu odwiedzić naszą galaktykę. Chcą znaleźć oznaki bytności obcych na naszym Księżycu. 

Problemem jednak przy wszelkich projektach, mających na celu znalezienie obcej inteligencji w kosmosie, są... pieniądze. Rządy państw często nie chcą finansować takich przedsięwzięć, ponieważ szansa znalezienia pozaziemskich form życia jest bardzo niska i nie ma pewności, że takowe w ogóle istnieją. 

Aby projekt był tani, naukowcy postanowili udostępnić wszystkie dotychczas zrobione zdjęcia naszego naturalnego satelity. Każdy internauta będzie mógł się przyłączyć do poszukiwań śladów obcych na powierzchni Księżyca. 

Pomysł ten nie jest jednak tak innowacyjny, jak by się mogło wydawać. Istnieje już projekt SETI@home, który udostępnia dane zebrane przez Instytut SETI (z ang. Search for Extra-Terrestrial Intelligence). Każdy, kto zarejestruje się w projekcie, udostępnia moc obliczeniową swojego komputera, gdy ten jest w stanie hibernacji. W zamian za to internauta otrzymuje zapisy szumów pochodzących z kosmosu, które sam może przeanalizować i tym samym pomóc naukowcom z SETI. 

Projekt zakładający analizowanie zdjęć Księżyca przez amatorów ma jednak sporo przeciwników. Głównym argumentem przeciw wdrożeniu pomysłu w życie jest fakt, że przeciętny internauta nie posiada na tyle specjalistycznej wiedzy, aby jego opinia lub znalezisko mogły być brane na poważnie przez naukowców. Dodatkowo, wielu uczonych nie chce udostępnić swoich zdjęć, które mozolnie analizowali i wykorzystywali do napisania swoich prac naukowych. 

Oczywiście wiele głosów sprzeciwu wiąże się po prostu z niskim prawdopodobieństwem znalezienia czegokolwiek. Szansa, że w ogóle gdziekolwiek we wszechświecie poza Ziemią istnieją jakieś formy życia, jest minimalna, a prawdopodobieństwo, że ich inteligencja i technologia są bardziej zaawansowane niż nasze, jest jeszcze mniejsze. Nie mówiąc już o tym, że mielibyśmy znaleźć ich ślady tuż pod swoim nosem. 

Zdaniem naukowców przeznaczenie nawet niewielkiej sumy pieniędzy na te badania, będzie równoznaczne z wyrzuceniem ich w błoto. Powołują się na wspomniany już w artykule Instytut SETI, z którym wiązano wielkie nadzieje.
Celem działania SETI było wyszukiwanie w szumie docierającym do nas z kosmosu informacji wysłanych przez istoty pozaziemskie. Nic jednak nie udało im się znaleźć i w efekcie po 50 latach badań, ośrodkowi drastycznie obcięto budżet. Z braku pieniędzy naukowcy musieli wyłączyć główny teleskop oraz ograniczyć działalność obserwatorium. Teraz Instytut SETI na swojej stronie internetowej apeluje o pomoc i darowiznę. 

Istnieje jednak grupa mocno popierająca projekt powszechnego udostępnienia 
zdjęć Księżyca. Entuzjaści pomysłu uważają, że nawet jeśli prawdopodobieństwo znalezienia czegokolwiek jest małe, to nie powinno się takich badań zaniedbywać, a zaangażowanie pasjonatów z całego świata znacznie ograniczy koszt projektu. 

Wśród milionów 
zdjęć, które znajdują się w bazach danych instytutów naukowych na całym świecie, bardzo łatwo coś przeoczyć. Każda dodatkowa para oczu do analizy może się przydać, nawet jeśli ich właściciel nie będzie specjalistą w tematach astronomicznych. W końcu co milion par oczu to nie jedna, a projekt zakłada zaangażowanie ogromnej grupy ludzi z całego świata. 

Nawet jeśli wielu naukowców nie udostępni swoich zdjęć, to projekt i tak ma szansę wejść w życie. Pomysłodawcy skupiają się na wykorzystaniu ujęć Księżyca wykonanych przez Lunar Reconnaissance Orbiter (LRO). Jest to amerykańska sonda kosmiczna, której głównym celem jest m.in. wykonanie szczegółowych map topograficznych powierzchni Księżyca. Pierwsze zdjęcie LRO zrobił 30 czerwca 2009 roku. 

Początkowo misja sondy miała trwać jedynie rok, jednak NASA zdecydowała przeznaczyć dodatkowe środki pieniężne na wydłużenie eksperymentu. LRO do dzisiaj znajduje się na orbicie i fotografuje kolejne wycinki powierzchni Księżyca. 

NASA dotychczas udostępniła już 340 000 zdjęć zrobionych przez sondę. Jest to jednak jedynie ułamek wszystkich fotografii, jakie będą oddane do użytku publicznego. Gdy LRO skończy fotografować, w systemie NASA w sumie znajdować się będzie około miliona ujęć powierzchni naszego naturalnego satelity. 

Czas pokaże, czy rację mają przeciwnicy, czy zwolennicy projektu. Nawet jeśli analiza zdjęć nie potwierdzi istnienia w kosmosie inteligencji pozaziemskiej, to być może przyczyni się do dokonania wielu innych cennych odkryć na powierzchni Księżyca. Wszak na kartach historii zapisanych jest wiele odkryć dokonanych przez przypadek. 

AB/amo 

Przełomowy rok dla polskiej astronautyki



Rok 2011 w lotach kosmicznych jest z polskiej perspektywy przełomowy: mamy pierwsze polskiesatelity oraz rozpoczęliśmy negocjacje akcesyjne z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA). W światowej astronautyce końcem pewnej epoki są ostatnie loty amerykańskich wahadłowców. 

W dziedzinie lotów kosmicznych mieliśmy do czynienia z dwoma przełomowymi momentami dla polskich badań kosmicznych. Pierwszym są projekty zbudowania pierwszych polskich satelitów – i to dwa osobne. Pierwszy z nich to minisatelita zbudowany przez studentów z Politechniki Warszawskiej (nazwa projektu: PW-Sat).Został już przewieziony do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), gdzie dokonywane są dalsze prace, a potem zostanie zamontowany na rakiecie Vega, która wyniesie go na orbitę. Ma zostać wystrzelony na początku 2012 roku. 

Dużo większym projektem są polskie satelity naukowe z serii BRITE. Polska zbuduje dwa z sześciu satelitów, które będą wspólnie działać na orbicie. Pierwszy z satelitów będzie nazywać się Lem i zostanie wystrzelony pod koniec 2012 roku za pomocą rosyjsko-ukraińskiej rakiety Dniepr. 

Do historycznych wydarzeń, które zaszły w roku 2011, należy zakończenie przez NASA eksploatacji wahadłowców. Era promów kosmicznych trwała od 1981 roku, gdy po raz pierwszy w kosmos poleciał prom Columbia. W sumie Stany Zjednoczone eksploatowały pięć wahadłowców, z których dwa zostały stracone w katastrofach (Challenger i Columbia). W mijającym roku odbyły się ostatnie misje wahadłowców Discovery, Endeavour i Atlantis. Promy kosmiczne będą teraz przekazane do muzeów, a NASA pracuje nad ich następcami, coraz więcej prac przekazując sektorowi prywatnemu. 

Zakończyła się też symulowana wyprawa na Marsa. Projekt Mars-500 polegał na zamknięciu załogi w izolowanym kompleksie w Instytucie Problemów Biomedycznych w Moskwie – aż na 520 dni, tle bowiem potrwa załogowy lot na Marsa i z powrotem na Ziemię. Załoga wykonywała zadania i prowadziła tryb życia podobny do tego, jaki będą mieć astronauci lecący na Marsa. Przy projekcie współpracowały Rosja, Europejska Agencja Kosmiczna oraz Chiny. 

Nastąpiło kilka startów nowych misji kosmicznych. 26 listopada na Marsa poleciała amerykańska misja Mars Science Laboratory z łazikiem Curiosity. Lądowanie na czerwonej Planecie ma nastąpić w sierpniu 2012 roku.
Z kolei Rosja wystrzeliła 8 listopada sondę mającą zbadać Fobosa, jeden z księżyców Marsa, a nawet na nim wylądować. Niestety na skutek awarii krótko po starcie sonda Fobos-Grunt została utracona. Na jej pokładzie znajdował się przyrząd polskiej konstrukcji – penetrator gruntu Chomik. 

W kierunku Jowisza wystartowała amerykańska sonda Juno. Start nastąpił 5 sierpnia, a do celu sonda dotrze w 2016 roku. 

Kolejnych kilka misji badających Układ 
Słoneczny dotarło do swoich celów. 15 lutego amerykańska sonda Stardust-NExT przeleciała koło jądra komety Tempel 1, tej samej, do której w 2005 „strzelała” sonda Deep Impact. 

18 marca amerykańska sonda MESSENGER weszła na orbitę wokół Merkurego. Wcześniej trzykrotnie dokonała przelotów koło planety. Z kolei inna amerykańska sonda, Dawn, 16 lipca weszła na orbitę planetoidy Westa. Będzie wokół niej krążyć przez rok, po czym uda się w kierunku planety karłowatej Ceres, do której dotrze w 2015 roku. 

Na orbicie okołoksiężycowej znalazły się dwie amerykańskie sondy ARTEMIS. Jest to przesłużenie misji THEMIS, która składała się początkowo z konstelacji pięciu satelitów do badania ziemskiej magnetosfery 

Dla europejskich lotów kosmicznych ważnym wydarzeniem było wystrzelenie dwóch satelitów z projektu Galileo, czyli europejskiego odpowiednika amerykańskiej systemu nawigacji 
satelitarnej GPS i rosyjskiego GLONASS. W roku 2012 mają do nich dołączyć kolejne dwa. (PAP) 

ast/ tot/

czwartek, 22 grudnia 2011

Jądro Jowisza się topi





Naukowcy z University of California dokonali zadziwiających obliczeń, z których wynika, że jądro tej planety się rozpuszcza. Może to doprowadzić to rozpadu Jowisza, a to będzie miało poważne konsekwencje również dla Ziemi - czytamy w prestiżowym czasopiśmie naukowym "Science"

Grupa naukowców z University of California wykonała kwantowe obliczenia prognozujące "zachowanie" tlenku magnezu (MgO), kluczowego związku występującego w jądrze Jowisza, w obecności mieszaniny ciekłego wodoru i helu z płaszcza planety. Według nich temperatura, która panuje we wnętrzu Jowisza wynosi około 16 tysięcy stopni Kelwina. W takich warunkach skała tworząca jądro planety ulega stopniowemu rozpuszczaniu. Najprawdopodobniej w przeszłości jadro Jowisza było większe niż obecnie, a proces jego rozpuszczania zachodzi od dłuższego czasu. Oznacza to, że planecie grozi zagłada. Nastąpi to dopiero za wiele milionów lat, jednak nie zmienia to faktu, że zdarzenie to będzie miało drastyczne skutki dla całego Układu Słonecznego

Jowisz to największa planeta Układu Słonecznego. Cała planeta, poza stałym jądrem, składa się z mieszaniny gazów. Jej całkowita masa przekracza 300-krotnie masę Ziemi. Samo jądro Jowisza waży 10 razy tyle, co Ziemia. Powoduje to powstanie bardzo silnych oddziaływań grawitacyjnych. Na skutek silnego przyciągania, wokół Jowisza powstały pierścienie zbudowane głównie z asteroid, które planeta uwięziła w swoim polu grawitacyjnym. 

Dodatkowo Jowisz zapewnia równowagę w całym Układzie Słonecznym. Bez tej planety najprawdopodobniej zmienią się orbity wszystkich pozostałych planet. Dodatkowo deszcz odłamków skalnych, pochodzących z pierścieni wokół Jowisza, mógłby zniszczyć pobliskie planety. 

Bez względu na to jak czarny scenariusz przewidują najnowsze badania i tak stanowią źródło wielu nowych informacji na temat tej największej planety Układu Słonecznego, o której ciągle tak mało wiemy. 

Jednak nawet na podstawie tej szczątkowej wiedzy naukowcy są w stanie stworzyć model wielu procesów zachodzących na Jowiszu. Jednym z najciekawszych jest powstawanie w jowiszowej atmosferzeciemnobrązowych i białych pasów. Ta niezwykła kolorystyka planety wynika z wiejących na niej wiatrów, które rozdzielają od siebie chmury zbudowane z różnych gazów. 

Innym fenomenem, występującym w atmosferze Jowisza, jest huragan zwany Wielkim Czerwonym Punktem. Ma on średnicę trzykrotnie większą od średnicy Ziemi, a wiatry w nim wiejące osiągają prędkość około 360 km/h. 

Na szczęście mamy jeszcze dużo czasu na zaobserwowanie nowych, niezwykłych zjawisk zachodzących na Jowiszu. Być może zanim jądro tej planety zupełnie się roztopi uda nam się opracować technologię, która ją uratuje lub znajdziemy sobie "drugą Ziemię", z dala od Układu Słonecznego, na której będziemy mogli się schronić. 

AB/amo

Ziemię czeka zagłada poprzez wessanie przez czarną dziurę?!


Astronomowie zaobserwowali gazową chmurę, która zmierza w sam środek supermasywnej czarnej dziury znajdującej się w centrum naszej galaktyki. Nikt nie potrafi do końca przewidzieć zachowania olbrzyma podczas spotkania z obłokiem. Może jednak zdarzyć się tak, że czarna dziura się przebudzi i zacznie wciągać pobliskie obiekty, w tym m.in. Ziemię. 

Czarne dziury to tajemnicze obiekty astronomiczne. Jak dotąd nie udało się ustalić co dokładnie znajduje się w ich wnętrzu. Istnieje wiele teorii: jedne mówią, że obiekty te „połykają” materię i przez to rosną, inne zakładają istnienie odmiennych wszechświatów, do których można się dostać właśnie poprzez czarne dziury. 

Naukowcom udało się jednak ustalić parę faktów na temat tych tajemniczych obiektów. W wyniku wieloletnichobserwacji stwierdzono, że czarne dziury mogą tworzyć się na skutek ewolucji masywnych gwiazd. Częściej jednak spotykamy supermasywne czarne dziury, które powstają razem z galaktykami i „żyją” z nimi w symbiozie. Wszelkie zmiany zachodzące w galaktyce mają więc wpływ na znajdującego się w jej centrum czarnego olbrzyma, a np. zwiększenie się aktywności czarnej dziury będzie miało wpływ na rozwój galaktyki. 

W centrum naszej galaktyki również znajduje się supermasywna czarna dziura nazwana Sagittarius A* (symbol gwiazdki w nomenklaturze czarnych dziur wziął się stąd, że, zgodnie z obecną wiedzą, powstały one w wyniku zapadnięcia się gwiazdy właśnie). Olbrzym ma masę równą 4,3 milionom mas naszego Słońca i znajduje się 27 000 lat świetlnych od naszej planety. Jest to najbliższa nam supermasywna czarna dziura. 

Jak dotąd z obserwacji astronomów wynika, że jest ona uśpiona. W porównaniu do innych czarnych dziur, nasz gigant wykazuje minimalną aktywność. Naukowcy nie znają przyczyny takiego dziwnego zachowania, ale wiedzą jedno: gdyby olbrzym mocniej oddziaływał z obiektami w naszej galaktyce, życie na Ziemi nigdy by nie powstało. 






W 2011 roku astronomowie dokonali przerażającego odkrycia. Okazało się, że poruszająca się po naszej galaktyce chmura gazowa zmierza bezpośrednio w sam środek uśpionej czarnej dziury. Wcześniej takie obiekty jedynie przepływały w pobliżu olbrzyma, który „połykał” zaledwie minimalną ich część. Teraz „jedzenie” samo zmierza bezpośrednio do niego i być może zbudzi go ze snu. 

Według naukowców czarne dziury powiększają się właśnie na skutek wciągnięcia chmur gazowych znajdujących się w ich pobliżu. Podczas takiego zjawiska następuje zwiększenie aktywności czarnej dziury, czyli obiekt zaczyna mocniej oddziaływać grawitacyjnie z materią. Oznacza to, że po pochłonięciu przez Sagittarius A* dostatecznie dużej ilości gazu może on zacząć „zjadać” obiekty znajdujące się w naszej galaktyce, czyli m.in. Ziemię. 

Chmurę obserwowano już od 2003 roku. Jest ona trzykrotnie większa od Ziemi i początkowo poruszała się zprędkością około 1200 km/s. Przez lata przyspieszała i w tej chwili jej prędkość wynosi 2350 km/s. Obłok kieruje się bezpośrednio w sam środek Sagittariusa A*. Aktualnie gaz jest zimny, ma około 280 st. Celsjusza, ale gdy dotrze do czarnej dziury, jego temperatura gwałtownie wzrośnie. 

Naukowcy twierdzą, że chmura osiągnie cel w ciągu dwóch lat. Ich zdaniem Ziemi nie grozi niebezpieczeństwo, a zjawisko da nam możliwość lepszego poznania tajemniczego obiektu, którym jest czarna dziura. Ponieważ olbrzym znajdujący się w sercu naszej galaktyki jak dotąd zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, badacze nie są w stanie jednoznacznie stwierdzić, jak się on zachowa. Astronomowie utrzymują jednak, że prawdopodobieństwo zbudzenia się tego giganta jest bliskie zeru i już cieszą się na myśl o zaobserwowaniu zachowania czarnej dziury w trakcie „spożywania obiadu”. 

AB/mnd 

Woda na Marsie obecna na 100 procent!



W końcu udało się znaleźć niepodważalny dowód na istnienie wody na Marsie - donosi NASA. Czy uda nam się skolonizować czerwoną planetę? 

Mars to planeta, która znajduje się prawie tak samo blisko Słońca jak Ziemia. Oznacza to, że mogły na niej kiedyś panować podobne warunki atmosferyczne, jak na naszej planecie. Gdyby okazało się, że na Marsie istnieją warunki umożliwiające nam życie, moglibyśmy go skolonizować. Niepodważalnym dowodem byłoby odkrycie wody na tej planecie. 
NASA już w 2004 roku odebrała pierwsze dane od łazików, które wcześniej zostały wysłane na Marsa. Nosiły one nazwy Spirit i Opportunity. Zbierały dane na temat skał tworzących planetę. Niestety w 2009 roku Spirit popsuł się, a w rok później zerwała się jego łączność z Ziemią. Na szczęście jego bliźniak do dzisiaj działa bez zarzutu. 

Pierwszym zadaniem łazików było zbadanie krateru Victoria. Naukowcy wiązali z tą misją wielkie nadzieje, niestety przez niemal 4 lata roboty nie dostarczyły niepodważalnych dowodów na istnienie wody na Marsie. W sierpniu 2008 roku opuściły ten krater i ruszyły w stronę kolejnego, nazwanego Endeavour, oddalonego o 20 km. Niestety Spiritowi nie dane było nigdy do niego dotrzeć. Opportunity osiągnął cel dopiero w sierpniu 2011 roku. Od tego momentu naukowcy trzymali kciuki, aby robot nie stracił z nimi łączności, tak jak to się stało w przypadku jego bliźniaka. 



Łazik okazał się być nadspodziewanie odporny na marsjańskie burze i nierówny teren - do dzisiaj jest w pełni sprawny. Co więcej, dzięki niemu dokonano przełomowego odkrycia. Opportunity już na krawędzi krateru natknął się na niecodzienne znalezisko. 7 listopada 2011 roku przesłał na Ziemię informację o odkryciu minerałów gipsu na powierzchni planety. 

Naukowcy pospadali z krzeseł, gdy odczytali komunikat. Gips jest również znany pod nazwą uwodniony siarczan wapnia. Jak sama nazwa wskazuje, jest to minerał, który powstaje przy udziale wody!

Opportunity został wyposażony w spektrometr APXS (z ang. Alpha Particle X-ray Spectrometer), który pozwala na dokładne zbadanie składu chemicznego odnalezionej skały. Analizie poddano minerał o szerokości 2 cm i długości około 50 cm. Badanie potwierdziło, że w strukturze materiału uwięzione są cząsteczki wody. 

W miesiąc po dokonaniu odkrycia NASA podało oficjalną wiadomość do mediów, zapewniając o prawie 100-procentowej pewności, że na Marsie mogły kiedyś istnieć warunki potrzebne do pojawienia się na planecie życia. 

Opracowali kilka hipotez, jak mógł powstać znaleziony gips. Minerał znaleziono na styku płaszcza skał wulkanicznych ze skałami wapiennymi, wiec najbardziej prawdopodobnym jest, że najpierw powstał siarczan wapnia w wyniku złączenia się bogatej w siarkę marsjańskiej lawy z podłożem wapiennym. Następnie wody głębinowe obmyły skałę, uwadniając ją i tworząc gips. Po miliardzie lat minerał wydostał się na powierzchnię i znalazł go Opportunity. 

Naukowcy chcą poddać szczegółowemu badaniu także inne rodzaje minerałów znalezione przez robota. Przypuszczają, że mogły one powstać również w wodnym 
środowisku. 

Być może wcale nie trzeba szukać „drugiej Ziemi” setki lat świetlnych stąd – wystarczy tylko zagospodarować Marsa. 

AB/mnd 

Gwiazda, która zachowuje się jak wampir


Astronomowie sfotografowali układ dwóch gwiazd, z których jedna, niczym wampir, pobrała dużą ilość materii od swojej towarzyszki. Do obserwacji użyto teleskopów Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO), które pracując razem utworzyły wirtualny teleskop dający obraz ostrzejszy niż Kosmiczny Teleskop Hubble’a. 

Astronomowie korzystający z Obserwatorium ESO Paranal w Chile dokonali obserwacji nietypowego układu podwójnego SS Leporis widocznego w konstelacji Zająca. Układ ten składa się z dwóch gwiazd okrążających się z okresem 260 dni. Gwiazdy są odległe od siebie o dystans mniejszy niż Ziemia od Słońca. 

W celu uzyskania obrazu układu podwójnego wykonano obserwacje za pomocą Interferometru Bardzo Dużego Teleskopu (VLTI). Światło z kilku teleskopów obserwujących ten sam obiekt umożliwiło powstanie wirtualnego teleskopu odpowiadającemu instrumentowi o średnicy aż 130 metrów. Uzyskany obraz jest 50 razy ostrzejszy niż zdjęcia z Kosmicznego Teleskopu Hubble’a (HST) – rozdzielczość HST to około 50 milisekund łuku, a rozdzielczość wirtualnego teleskopu VLTI osiąga 1 milisekundę łuku. To tak jakby z powierzchni Ziemi dostrzec astronautę znajdującego się na Księżycu. 

W układzie podwójnym SS Leporis jedna z gwiazd ma bardzo duże rozmiary, rozciąga się na obszar równy prawie orbicie Merkurego. To jednak mniej niż sądzono do tej pory – astronomowie przypuszczali, że gwiazda jest jeszcze większa. 

Mniejsza średnica gwiazdy powoduje problem w wyjaśnieniu przepływu materii między składnikami układu. Być może zamiast przepływu strumienia materii jest ona wyrzucana z czerwonego olbrzyma przez wiatr gwiazdowy i przechwytywana przez gorętszego towarzysza. 

- To co odkryliśmy, to fakt, że sposób transferu masy najprawdopodobniej zachodził w zupełnie inny sposób niż wskazywały dotychczasowe modele tego procesu. +Ugryzienie+ gwiazdy-wampira jest bardzo delikatne, ale niezmiernie efektywne - powiedział Henri Boffin z ESO, będący w składzie zespołu badawczego. 

Wyniki badań francusko-chilijskiego zespołu naukowców ukażą się w czasopiśmie „Astronomy & Astrophysics”. (PAP) 

ast/ tot/

Polowanie na "drugą Ziemię"



W ciągu 20 lat poszukiwania planet poza Układem Słonecznym, zwanych planetami pozasłonecznymi lub egzoplanetami, znaleziono i potwierdzono istnienie 707 takich obiektów. Czy którykolwiek z nich okaże się „drugą Ziemią”, na którą będziemy mogli się przenieść? 

Teleskop kosmiczny Kepler obserwuje stale ponad 150 tysięcy gwiazd, znajdujących się w gwiazdozbiorach Lutni oraz Łabędzia. Wykorzystuje przy tym tzw. metodę tranzytową, tzn. bada jednocześnie jasność wszystkich obiektów w poszukiwaniu niewielkich, regularnych zaburzeń ich jasności, które mogą świadczyć o obecności planety pozasłonecznej. W przypadku zaobserwowania takich zaburzeń, dana gwiazda staje się „podejrzana” i po wyeliminowaniu innych możliwości, zostaje dodana do listy jako KOI (Kepler Object of Interest). Następnie rozpoczyna się długi proces weryfikacji, w wyniku którego ostatecznie potwierdza się lub zaprzecza istnieniu takiej planety. 

5 grudnia międzynarodowy zespół naukowców współpracujących w ramach misji kosmicznej Kepler opublikował spis kolejnych kandydatów i rozwiązał się worek z egzoplanetami. Zespół Keplera zidentyfikował i potwierdził 2326 kandydatów na planety pozasłoneczne. Wśród nich wymienia się między innymi:
- 207 kandydatów o wielkości zbliżonej do Ziemi, z czego 10 obiektów posiada wielkość odpowiadającą Ziemi oraz znajduje się w ekosferze, czyli w odpowiedniej odległości od gwiazdy, aby mogło się na nich rozwinąć życie typu ziemskiego, 
- 680 kandydatów mieszczących się w definicji "Super-Ziemi", czyli skalistej planety o masie max. do 10 mas Ziemi i średnicy do 3 średnic Ziemi. (co nie oznacza, że panują na niej zbliżone do ziemskich warunki)
- 1181 kandydatów wielkości Neptuna, 
- 203 kandydatów wielkości Jowisza, 
pozostałe 55 kandydatów posiada wielkość przekraczającą średnicę Jowisza., W sumie daje nam to 3033 znane planety znajdujące się poza Układem Słonecznym. 




Astronomowie z Planetary Habitability Laboratory (PHL) z University of Puerto Rico w Arecibo stworzyli katalog planet pozasłonecznych, zawierający ocenę wszystkich nowych światów pod kątem ich potencjalnej możliwości zasiedlenia. Znalazło się w nim 16 wyjątkowych obiektów – 8 wielkości Ziemi oraz 8 Super-Ziemi. 

Sześć z nich jest bardzo obiecujących jako potencjalne „drugie Ziemie”. Na ich powierzchni panują bowiem temperatury od 0 do 50 stopni Celsjusza. Pięć dalszych to mroźne światy z temperaturami od –50 do 0 stopni Celsjusza, wśród których można wyróżnić odkrytą cztery lata temu Gliese 581 d. To właśnie z tą planetą uczeni wiążą wielkie nadzieje na istnienie życia. Reszta to gorące lub zimne globy z temperaturami sięgającymi +100 lub –100 stopni Celsjusza. 

Sporą szansę na bycie „drugą Ziemią” ma planeta Kepler-22b, która już otrzymała nieoficjalny przydomek: Ziemia 2.0. Można o niej powiedzieć, że jest już „gwiazdą medialną”, ponieważ pisały o niej wszystkie ważniejsze portale. Jej promień wynosi około 2,4 promienia Ziemi lub 0,25 promienia Jowisza. Masa obiektu jest w tej chwili nieznana. Istnieje jednak możliwość, że Kepler-22b jest planetą skalistą lub wodno-skalistą. Jej rok, czyli czas potrzebny na okrążenie macierzystej gwiazdy, wynosi 290 dni. Średnia temperatura wynosi 22 stopnie Celsjusza, co oznacza, że może znajdować się na niej płynna woda. I prawdopodobnie znajduje się w ekosferze swojej gwiazdy macierzystej, która jest tego samego typu, co nasze Słońce, ale nieco mniejsza i chłodniejsza od niego. 

Największym minusem tej planety jest jej odległość od Ziemi, ponieważ Układ Kepler-22 (czyli gwiazda i egzoplaneta Kepler-22b) oddalony jest od nas o ok. 600 lat świetlnych, co oznacza, że gdybyśmy posiadali środek transportu poruszający się z prędkością światła (299 792 km/s) lecielibyśmy do niego ok. 600 lat. 

Okrycie planety Kepler-22b to ważny krok w poszukiwaniu planet pozasłonecznych podobnych do Ziemi, czyli skalistych i znajdujących się w ekosferze globów, które w przyszłości mogłyby zostać skolonizowane przez ludzi. 

Stephen Hawking powiedział: „Musimy skolonizować kosmos, żeby przetrwać”. Ale zanim ruszymy w kosmos, musimy znaleźć odpowiednie do kolonizacji planety. Jednak to nie koniec rewelacji. Astronomowie zapowiadają, że mają na oku ponad dwieście kolejnych planet, które mogą okazać się podobne do Ziemi. Być może już niedługo odkryjemy tę, którą faktycznie będziemy mogli nazwać Drugim Domem. 

Dla zainteresowanych:
Pełen katalog potencjalnych egzoplanet możecie znaleźć tutaj.
 

PZG/mnk/amo